Stoję w Nexo kompletnie przeziębiona i w ogóle nie korzystam z uroków Bornholmu. Moja załoga, pięciu dzielnych wojowników między 26 a 37, wypożyczyła rowery i pomknęła na podbój wyspy.
Panowie byli chyba zaskoczeni, kiedy mnie spotkali na łódce. Nie spodziewali się skippera w wieku matki i w ogóle to miał być męski rejs. No, ale ja mam w domu też samych chłopaków (ostatnio o dwóch nowych więcej), to jakoś dałam radę i oni też.
Marcin trochę pływał po Mazurach, a reszta jeszcze nie miała do czynienia z jachtami. Musiałam wyjaśnić im najbardziej podstawowe sprawy: jak zawiązać wezeł, co to jest cuma etc.. Łódka spora - Delphia 47, ja na niej pierwszy raz, wiedziałam, że będę potrzebowała pomocy więc musiałam sobie ją przeszkolić.
Wczorajsza żegluga z Kołobrzegu była mało wymagająca, ale i tak dwóch kolegów chorowało. Bartek, chociaż całkiem nowy w żeglarstwie, okazał się znakomitym sternikiem i wielką pomocą. To taki szybki wypad, bo jutro wieczorem już wracamy, a jeszcze tego samego dnia pojawi się nowa ekipa, z którą mam płynąć do Kopenhagi i wrócić za sześć dni.
Lato na Bałtyk jeszcze nie dotarło. Jest słonecznie, ale zimno.
Panowie byli chyba zaskoczeni, kiedy mnie spotkali na łódce. Nie spodziewali się skippera w wieku matki i w ogóle to miał być męski rejs. No, ale ja mam w domu też samych chłopaków (ostatnio o dwóch nowych więcej), to jakoś dałam radę i oni też.
Marcin trochę pływał po Mazurach, a reszta jeszcze nie miała do czynienia z jachtami. Musiałam wyjaśnić im najbardziej podstawowe sprawy: jak zawiązać wezeł, co to jest cuma etc.. Łódka spora - Delphia 47, ja na niej pierwszy raz, wiedziałam, że będę potrzebowała pomocy więc musiałam sobie ją przeszkolić.
Wczorajsza żegluga z Kołobrzegu była mało wymagająca, ale i tak dwóch kolegów chorowało. Bartek, chociaż całkiem nowy w żeglarstwie, okazał się znakomitym sternikiem i wielką pomocą. To taki szybki wypad, bo jutro wieczorem już wracamy, a jeszcze tego samego dnia pojawi się nowa ekipa, z którą mam płynąć do Kopenhagi i wrócić za sześć dni.
Lato na Bałtyk jeszcze nie dotarło. Jest słonecznie, ale zimno.
05/07/14
Do Kopenhagi jednak nie dotarłam. Tuż po odbiciu od kei załoga (siedmiu plus dziewczyna) podzieliła się na sekcje żeglarską i rozrywkową. Zadecydowałam, że żadnych długich przelotów i zmieniłam kurs na Bornholm. I tak odważnie, bo mogłam wrócić do Kołobrzegu. Drogę już znałam i wiedziałam, że 11 godzin to, w razie czego sama ogarnę, a potem tylko dzienne przebiegi.
Czwórka żeglarzy powiększała w drodze swoje kwalifikacje, a pozostali stan rozrywkowy. Całe szczęście mieliśmy łagodną pogodę, wiatry do 15-20 w więc nie było groźnych sytuacji. Chociaż nie obeszło się bez przygód. Pomimo słabych wiatrów wyskoczył wózek samohalsującego foka wyrywając rajsbelkę z poszycia. Na łódce nie było nic, czym moglibyśmy zastąpić system, ale w Allinge spotkałam bardzo przyjaznego Norwega, który pożyczył mi linę na szoty. Tak, pożyczył – teraz jadę z buchtą liny, którą oddam w Gdyni, w oddziale DNV. Uwielbiam to pomocne nastawienie świata żeglarzy.
Powrót do Kołobrzegu był pięknym, żeglarskim dniem. Wiatr się zmieniał więc było trochę halsowania, trochę nawigacji, zachód słońca, skaczące ryby.
Trzeba przyznać, że jeden z “pasażerów” był doskonałym kucharzem i wyżywienie mieliśmy wysokiej jakości. Też dostał opinię z rejsu - jako kucharz jachtowy.
Suma summarum wszyscy byli zadowoleni. Żeglarze się poduczyli, pasażerowie pobalowali, a ja wiem, że każda załoga może odczuwać radość z bycia na morzu.
24.08.2014
Znowu ciepło. Wczoraj w Biogradzie przywitała nas burza i ulewa. Szczęśliwie jeszcze przed zachodem niebo się otworzyło i zdążyliśmy wypłynąć. Choć kawałeczek, choć z portu. Stoimy w marinie Hramina na wyspie Murter. Załoga jeszcze śpi, a ja delektuję się kawą na pokładzie i słońcem.
Do Kopenhagi jednak nie dotarłam. Tuż po odbiciu od kei załoga (siedmiu plus dziewczyna) podzieliła się na sekcje żeglarską i rozrywkową. Zadecydowałam, że żadnych długich przelotów i zmieniłam kurs na Bornholm. I tak odważnie, bo mogłam wrócić do Kołobrzegu. Drogę już znałam i wiedziałam, że 11 godzin to, w razie czego sama ogarnę, a potem tylko dzienne przebiegi.
Czwórka żeglarzy powiększała w drodze swoje kwalifikacje, a pozostali stan rozrywkowy. Całe szczęście mieliśmy łagodną pogodę, wiatry do 15-20 w więc nie było groźnych sytuacji. Chociaż nie obeszło się bez przygód. Pomimo słabych wiatrów wyskoczył wózek samohalsującego foka wyrywając rajsbelkę z poszycia. Na łódce nie było nic, czym moglibyśmy zastąpić system, ale w Allinge spotkałam bardzo przyjaznego Norwega, który pożyczył mi linę na szoty. Tak, pożyczył – teraz jadę z buchtą liny, którą oddam w Gdyni, w oddziale DNV. Uwielbiam to pomocne nastawienie świata żeglarzy.
Powrót do Kołobrzegu był pięknym, żeglarskim dniem. Wiatr się zmieniał więc było trochę halsowania, trochę nawigacji, zachód słońca, skaczące ryby.
Trzeba przyznać, że jeden z “pasażerów” był doskonałym kucharzem i wyżywienie mieliśmy wysokiej jakości. Też dostał opinię z rejsu - jako kucharz jachtowy.
Suma summarum wszyscy byli zadowoleni. Żeglarze się poduczyli, pasażerowie pobalowali, a ja wiem, że każda załoga może odczuwać radość z bycia na morzu.
24.08.2014
Znowu ciepło. Wczoraj w Biogradzie przywitała nas burza i ulewa. Szczęśliwie jeszcze przed zachodem niebo się otworzyło i zdążyliśmy wypłynąć. Choć kawałeczek, choć z portu. Stoimy w marinie Hramina na wyspie Murter. Załoga jeszcze śpi, a ja delektuję się kawą na pokładzie i słońcem.